Muzyczny dorobek dekady kształtowali zarówno ambitni i uzdolnieni artyści, jak również autorzy prostych, łatwo wpadających w ucho kompozycji przeznaczonych dla mas. Do tej drugiej kategorii zaliczali się wykonawcy disco polo – nurtu muzycznego, który w latach dziewięćdziesiątych podbił serca milionów Polaków.


Kreszowy dres, akordeon, dywan włosów opadających na ramiona i melodyjna piosenka o niczym – tego w naszym kraju w latach dziewięćdziesiątych było trzeba, aby stać się idolem masowej wyobraźni. Jako że o spełnienie tych warunków nie było trudno, na polskiej scenie muzycznej oraz bazarowych stoiskach z kasetami magnetofonowymi jaśniało od niezliczonej ilości gwiazd i gwiazdeczek disco polo.
     Choć nazwa disco polo - wymyślona przez Sławomira Skrętę na podobieństwo italo disco - powstała w 1993 roku, do dziś trwa dyskusja nad genezą tego nurtu muzycznego. Niektórzy uważają, że za prekursora muzyki disco polo należy uznać Janusza Laskowskiego, który karierę rozpoczął jeszcze w latach sześćdziesiątych. Inni wskazują na powstały w Chicago, w latach osiemdziesiątych, zespół Polskie Orły. Jeszcze inni za narodziny disco polo, w kształcie w jakim zdobyło ono popularność w latach dziewięćdziesiątych, uważają początek działalności zespołu Top One, który od końca lat osiemdziesiątych starał się zaszczepić na polskim gruncie nurt italo disco.
     Podzielone są również zdania na temat, czym tak naprawdę jest disco polo. Być może specyfikę tego gatunku muzycznego dobrze charakteryzuje wypowiedź Sławomira Świętoszyńskiego, lidera grupy Bayer Full:
Przede wszystkim musi być to piosenka… Następnie musi być ten rytm, rytm polki. Nie zapominajmy, to nie jest wcale disco, to rytm polki… Słowa proste, przyjemne, łatwe do powtórzenia. Żeby piosenka podobała się kobiecie, trzeba zawsze śpiewać o jej pięknych długich włosach, przywiązaniu do rodziny, o tym, że jest miła, czuła i w ogóle wspaniała. Natomiast, żeby piosenka podobała się mężczyznom, powinna mieć narodowy, ułański charakter – jakaś szabelka, polskie country, troszeczkę zakropione alkoholem…”
Świetorzyński wiedział, o czym mówi. Zespół Bayer Full, wykonawca takich hitów jak „Wszyscy Polacy” czy „Majteczki w kropeczki”, wydał prawie czterdzieści płyt, które rozeszły się w łącznym nakładzie ponad 16 milionów egzemplarzy. 
     Niech żyje wolność, wolność i swoboda –śpiewał Marcin Miller, lider zespołu Boys – a wraz z nim śpiewała cała Polska. Wokalista o aparycji chłopa z Mazur szybko stał się idolem dziewcząt z remizowych dyskotek, a zespół Boys jednym z najpopularniejszych zespołów dekady.
     Niekwestionowaną królową disco polo była natomiast Magdalena Pańkowska, szerszej publiczności znana jako Shazza, która przebojami „Baiao Bongo”, „Bierz co chcesz” czy „Tak bardzo zakochani” utorowała sobie drogę na discopolowe szczyty. Shazza nagrała kilkanaście płyt, z czego cztery uzyskały status złotej, a dwie platynowej.
     Do pierwszej ligi panteonu gwiazd disco polo lat dziewięćdziesiątych zaliczały się również zespoły takie jak: Akcent, Top One, Kolor czy Skaner. Nagrywane przez nie płyty sprzedawane były w milionach egzemplarzy, a pochodzące z nich szlagiery królowały na rodzinnych imprezach, weselach i w wiejskich dyskotekach.
     W latach dziewięćdziesiątych muzyką disco polo rządziły trzy duże wytwórnie: Blue Star z Reguł, Green Star z Białegostoku oraz Omega Music z Żuromina. Szybko narodził się cały przemysł, nie ograniczający się tylko do nagrywania i wydawania płyt. Powstawały fan-kluby, produkowano koszulki z nazwami najpopularniejszych zespołów. Stworzono również sieć sal, w których zaczęli koncertować wykonawcy disco polo. Były to najczęściej budynki po upadłych PGR-ach – kurniki i stodoły, zaadaptowane na potrzeby publiczności. Co pewien czas Omega Music organizowała galę w warszawskiej Sali Kongresowej, na którą fanów z odległych wsi i miasteczek dowożono autokarami.
     W połowie lat dziewięćdziesiątych, dzięki programom Disco Relax i Disco Polo Live, disco polo zagościło na szklanym ekranie. Poza Polsatem i kilkoma regionalnymi rozgłośniami radiowymi muzyka ta uznawana była przez media za symbol kiczu i prymitywizmu. Zaczęło królować przekonanie, że disco polo to obciach, sympatyczna, rytmiczna cepelia. "Mieliśmy taką małą swojską wiochę, do której niemal każdy zawitał, ale której każdy się troszkę wstydził" - napisano po latach na jednym z portali internetowych.
     Pod koniec dekady nastąpił przesyt disco polo. Wiele zespołów starało się grać ambitniej, a to nie do końca podobało się publiczności. Do dzisiaj jednak ten gatunek muzyczny ma spore grono wiernych fanów, a żadne polskie wesele nie może obyć się bez „Szalonej” - jednego z megahitów zespołu Boys.

Categories: